Wielka płyta wraca do łask. Wchłonął ją „Bezpieczny Kredyt 2%”

by Leszek Sadkowski

Największe portale ogłoszeniowe posiadają w swych zasobach coraz mniej ofert dotyczących tańszych mieszkań. Szczególnie dotyczy to lokali w blokach z wielkiej płyty. Przeciętnie mówimy o mniej niż 100 takich ogłoszeniach przypadających na miasto wojewódzkie. A gdyby tego było mało, to przecież każdy, kto szukał mieszkania wie, że nierzadko kilka ogłoszeń dotyczy tego samego lokum. Tak dramatyczne wykupienie to jeden z ubocznych efektów „Bezpiecznego Kredytu 2%”.

Betonowe bloki z okresu PRL urastają do rangi fenomenu rynku mieszkaniowego. Z jednej strony odpowiadają one za co piąte, a nawet za co trzecie mieszkanie istniejące w miastach wojewódzkich. Z drugiej natomiast strony co najmniej kilka razy w roku przetacza się przez media debata na temat kończącego się okresu trwałości tych budynków.

Do tego dochodzi standard budownictwa wielkopłytowego, który delikatnie rzecz ujmując odbiega od tego oferowanego przez współczesne bloki. Trudno się więc dziwić, że regularnie słyszy się o mającym rychło nadejść zmierzchu wielkiej płyty. I tak trwa to od co najmniej dekady czy dwóch, a wielka płyta nie tylko trzyma się mocno, ale wręcz nieprzerwanie cieszy się bardzo dużą popularnością.

Dramatycznie wykupiona oferta

Najprościej można to pokazać zestawiając konkretne liczby. Na przykład w Warszawie betonowych bloków z okresu PRL stoi tyle, że wciąż odpowiadają one za około 21 procent mieszkań. To znaczy, że takich lokali może być w Warszawie nawet około 200 tysięcy. Jeśli jednak przeglądamy ogłoszenia o chęci sprzedania mieszkań w Warszawie, to te dotyczące bloków zbudowanych z wielkiej płyty stanowią tylko 7 procent oferty rynku wtórnego – wynika z danych zebranych przez HREIT.

W liczbach bezwzględnych mówimy o mniej niż 400 aktywnych ogłoszeniach przypadających na stolicę.

Przy tym mieszkań położonych w blokach z wielkiej płyty, których właściciele chcieliby się pozbyć jest bez wątpienia jeszcze mniej. Powód jest prosty. Nieruchomości te ze względu na niższą cenę szybko się sprzedają, więc pośrednicy bardzo chętnie kopiują tego typu oferty.

Bartosz Turek, główny analityk HRE Investment Trust:

Za ekstremalnie przebraną ofertą mieszkań w betonowych blokach stoi jednak nie tylko ich duża popularność, ale też głośny program „Bezpieczny Kredyt 2%”. W jego ramach jeszcze pod koniec 2023 roku można było kupić pierwsze mieszkanie zaciągając relatywnie łatwo dostępny kredyt z bardzo solidnym budżetowym dofinansowaniem.

Ze względu na ograniczenia dotyczące maksymalnej ceny kupowanego lokum, mieszkania w PRL-owskich blokach łatwiej było z pomocą takiego kredytu kupić. To bez wątpienia ważny powód dramatycznego wręcz wykupienia oferty wielkiej płyty, której na rynku wtórnym jest jak na lekarstwo.

I nie jest to tylko specyfika warszawska. We wszystkich miastach wojewódzkich znajdziemy na Otodom, Gratce czy Morizonie tylko około 1,6 tys. ofert mieszkań z czasu wielkiej płyty (lata 1971-88). Średnio to mniej niż 100 lokali na miasto. Nawet uwzględniając fakt, że dziś cała oferta mieszkań na sprzedaż jest dramatycznie wykupiona, to i tak ofert dotyczących mieszkań z PRL-owskiej technologii prefabrykowanej powinno być ponad 4 razy więcej niż faktycznie jest.

Bartosz Turek

Wielka płyta kusi ceną

Za popularnością budownictwa wielkopłytowego stoi przede wszystkim cena. Mieszkania w tych budynkach są po prostu tańsze. Można nawet powiedzieć, że są podwójnie tańsze. Chodzi o to, że gdybyśmy na przykład chcieli kupić mieszkanie dwupokojowe, to wybierając lokal w betonowym bloku nie tylko będziemy musieli kupić mniej metrów, ale też za każdy metr będziemy musieli zapłacić mniej niż w dobrej kamienicy czy bardziej współczesnym budynku.

Różnica jest znaczna, bo przeciętny metraż mieszkania w PRL-owskim bloku jest przeważnie o 10-20 procent niższy niż w konkurencyjnych segmentach rynku mieszkań używanych. Do tego średnia cena metra także jest najczęściej o 10-20 procent niższa.

Na poczet mankamentów budownictwa wielkopłytowego należy dodać jednak modernistyczną architekturę. Wewnątrz budynków wciąż często natrafiamy ponadto na klatki schodowe, których elementy wykończeniowe pamiętają czasy minione. Gdy dodamy do tego akustykę, konieczność remontu, nierówne ściany czy niedomagające instalacje, to uzasadniona jest niższa cena.

W płycie potencjał

Czemu więc minusy wielkiej płyty nie przysłaniają Polakom ich atutów? Trzeba bowiem wiedzieć, że cena zakupu to niejedyne plusy PRL-owskich bloków. Stoją one przeważnie w dużym oddaleniu od siebie, a sam układ osiedli jest przemyślany. Do tego dochodzi przeważnie dobra lokalizacja, dogodne połączenie z centrum czy rozwinięte zaplecze handlowe, usługowe i oświatowe w najbliższej okolicy.

Warto przy tej okazji rozwiać też mit dotyczący trwałości wielkiej płyty. Kilka lat temu Ministerstwo Rozwoju i Technologii sfinansowało bowiem oficjalne badania trwałości tych konstrukcji. Potwierdzają one, że bloki te będą nam jeszcze służyły długie lata.

Bartosz Turek, główny analityk HRE Investment Trust:

Wielka płyta przyszłością budownictwa? Powiem więcej – z wielką płytą w kolejnych latach będziemy się musieli najpewniej przeprosić. Chodzi o to, że technologia prefabrykowana jest bardzo kusząca w obliczu wyzwań, przed którymi stoi sektor budownictwa mieszkaniowego.

Są nimi rosnące koszty i brak pracowników budowlanych. Warto więc wiedzieć, że przy budowie bloku z gotowych, wstępnie wykończonych elementów, prace postępują błyskawicznie. Przez to zamiast kilkudziesięciu pracowników na budowie wystarczy kilku. Do tego kupujący po wbiciu pierwszej łopaty mogą nie tylko zobaczyć jak wyglądają gotowe mieszkania, ale też szybko mogą się do nich zacząć wprowadzać. W efekcie proces budowlany można skrócić z kilkunastu miesięcy do kilku. To oznacza niższe koszty finansowania inwestycji oraz możliwość szybszego dostarczania nowych mieszkań na rynek.

Potwierdza to raport firmy McKinsey, który sugeruje, że dzięki prefabrykacji czas budowy może zostać ograniczony o 20 do 50 procent. Znajdziemy tam też tezę, że dzięki tej technologii koszty budowy mogą być nawet o 20 procent niższe. Wymaga to jednak specjalizacji i optymalizacji, a więc dużej skali i powtarzalności inwestycji. W Polsce mówimy dopiero o odkrywaniu na nowo uroków tej technologii.

Co może wiele osób zaskoczyć, to atutem nowoczesnej prefabrykacji jest ponadto dokładność trudna do osiągnięcia przy tradycyjnych metodach wznoszenia budynków. Dzięki temu mamy szansę marnować mniej materiałów budowlanych, uniknąć mostków termicznych czy ograniczyć nieład na placu budowy.

Możesz również lubić