Branża kinowa ugrzęzła w kryzysie na dobre. Czy pomoże jej Barbie?

by Leszek Sadkowski

Letnie premiery kinowe filmów „Barbie” i „Oppenheimer” na świecie, również w Polsce biją rekordy oglądalności i dają pewne nadzieje na powrót widzów, których skutecznie na dłużej wyparły z sal kinowych COVID-19 oraz dostępność serwisów streamingowych. Obraz przyrostu zaległości kin wobec banków i dostawców sygnalizuje, że na pewno byłoby to wskazane. Przez pierwsze półrocze suma ich nieopłaconych w terminie zobowiązań wzrosła trzykrotnie – wynika z danych Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor i BIK.

Wiele branż już od dość dawna cieszy się powrotem do dobrej koniunktury z 2019 r., jednak wciąż nie jest to udziałem kin.

Mniej kinowych gości

Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w zeszłym roku w kinach stałych wyświetlono 2,1 mln seansów. Obejrzało je 41,4 mln widzów – to o ponad połowę (50,8 proc.) więcej niż w roku 2021. Ale niekoniecznie jest to powód do radości, bo do poziomu sprzed pandemii, z roku 2019 wciąż jest jeszcze daleko. Wówczas przed dużym ekranem zasiadło 61,7 mln Polaków.

Co gorzej, przedłużający się stan zaniżonej frekwencji coraz niekorzystniej przekłada się na płynność finansową branży. Tylko w tym roku jej zaległości wzrosły bardziej niż przez kilkanaście pandemicznych miesięcy.

Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor:

Należy podkreślić, że biorąc pod uwagę sytuację jakiej doświadczają kina, kwoty przeterminowanych zobowiązań przedsiębiorstw związanych z projekcją filmów (5914Z), nie są szczególnie wysokie. Zgłoszone do bazy BIG InfoMonitor nieopłacone faktury oraz raty kredytów opóźnione o min. 30 dni, na co najmniej 500 zł, wynoszą na koniec czerwca 873 tys. zł.

Bardziej martwi jednak dynamika ich zmian, bo długi te potroiły się w ciągu pierwszego półrocza. Na koniec grudnia 2022 r. było to jeszcze 268 tys. zł, a przed pandemią, tj. w marcu 2020 r. 183 tys. zł. Średnia zaległość to aktualnie 58,1 tys. zł.

Domowa kanapa zamiast kinowej sali

Pytanie, czy jest szansa na poprawę? Pechowo dla kin, próby ściągnięcia widzów zbiegły się w czasie z wysoką inflacją, wzrostem kosztów i cen, zarówno dla prowadzonego biznesu, jak i dla jego klientów. Według Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, przed pandemią średni miesięczny wydatek na kino wynosił 69,40 zł. Obecnie jest to 97,90 zł, o niemal 40 proc. więcej.

I tak do barier wynikających ze zmiany nawyków jakie spowodowały niemal dwa lata covidowych ograniczeń, dołączyły finanse. 37 proc. badanych, na pytanie o to, dlaczego nie ogląda filmów na dużym ekranie odpowiada, że bilety są za drogie. Niemal tyle samo, bo 39 proc. osób, twierdzi, że rzadsze wizyty w kinie to dla nich sposób na radzenie sobie z drożyzną.

Co zresztą nie dziwi – w chwili, gdy trzeba zacisnąć pasa, w pierwszej kolejności cięte są wydatki na rozrywkę, kulturę czy podróże. Wzrost cen sprawił więc, że Polacy ograniczają tego typu wyjścia i zamiast multipleksu, wybierają domową kanapę korzystając z oferty stosunkowo niedrogich serwisów streamingowych, do których już w czasie lockdownów wielu się przyzwyczaiło.

Wydatki na streaming

Jak wynika z opracowania PISF, średnie miesięczne wydatki na platformy streamingowe różnią się w zależności od wybranego dostawcy. W przypadku Netflixa wynoszą 33 zł. Nieco mniej badani wydają na Disney+ (19 zł) i Amazon Prime Video (18 zł). Wspomniane kwoty, w porównaniu z wydatkami na kino, są stosunkowo niskie, co jest m.in. wynikiem współdzielenia pakietów. Robi to bowiem co trzeci ankietowany (Netflix – 34 proc. ankietowanych. Disney+ – 36 proc., Amazon Prime Video – 32 proc.).

Warto dodać, że badanie zrealizowane przez ARC Rynek i Opinia oraz dr hab. Magdalenę Sobocińską wskazało na jeszcze jedną wadę chodzenia do kina, czyli konieczność planowania. To spostrzeżenie ponad połowy (57 proc.) ankietowanych. W efekcie, już 56 proc. respondentów przyznaje, że zamienili oglądanie filmów w kinie na wygodniejsze i bardziej elastyczne w użytku platformy streamingowe.

Możesz również lubić